czwartek, 17 kwietnia 2014

Moja Smutna historia

Od lat widziałam to było wysokie i piękne. Uwielbiałam patrzeć jak tańczyło. Wiatr rozwiewał moje włosy, a ja wiedziałam że to minie. Ale nie mijało. Ono tańczyło dalej. Nie miało imienia, bo po co skoro nikt go nie wołał. Nikt oprócz mnie. Ale kim jestem by nadawać komuś imię. Więc nie miało imienia, było ono, było to... był on. Wysokie na dziesięć metrów to ono i wąskie, piękne. Kiwało się wśród muzyki granej przez wiatr. Czasami słyszałam jak się śmieje, wiedziałam że to wiatr go gilgotał. Jego śmiech był cichy, niezauważalny i głęboki. Chciałam zatopić się w jego puszystym okryciu.
Najbardziej kochałam je zimą. Kiedy było nagie i takie szczupłe. Na jego cieniutkich rączkach zalegał śnieg. Ono spało. Było olbrzymie, ale wydawało się takie bezbronne.
Widziałam ludzi którzy niszczyli mu ręce. Wiązali jego braci i zabierali. Widziałam też ludzi którzy jak ja kochali. Stawali wtedy wokół, i ich nie wpuszczali, tych złych, wrednych ludzi. Nie... Mnie nie wolno tak mówić. Nie mogę ich oceniać bo niby kim jestem?
Kochałam go. Ale nie mogłam podejść. Nie mogłam. To było przykre, ale go widziałam. Tańczyłam razem z nim. . Kiedyś widziałam dziewczynkę, która do niego podeszła. Bałam się że znów będzie go bolało, że znów usłyszę niemy krzyk. Ale usłyszałam westchnienie ulgi. Moje westchnienie.Ona go przytuliła.
Za moimi plecami pojawiali się nowi. Byli młodzi i niedoświadczeni. Rosły jak żołnierze równiutko i szybko. A on został sam.
I w końcu przyszli. Związali go. I położyli. Obłamali ręce. I zabrali. Serce mi pękło. Umierałam z tęsknoty. Przestałam patrzeć i przestałam czuć. Nikt nie stanął w jego obronie. Gdzie byli wtedy ci dobrzy ludzie. Dlaczego. Pytałam się dlaczego.
Żyłam długo. Nie wiem jak długo. Ale pewnej nocy była okropna ulewa. Deszcz miło spływał po mojej skórze. Aż w końcu zobaczyłam błysk. Jasny błysk. Poczułam palenie z boku mojego ciała. A potem odpadła połowa mojego ciała. Zaczęłam się chybotać. Ale nie spadłam. Oparłam się o coś. I zobaczyłam jego brązowe oczy. On mnie trzymał. Potem rośliśmy razem trzymając się za ręce, ale znów przyszli ludzie.
Chcieli mnie zabrać, ale on mnie trzymał w swoich ramionach. Ludzie są jednak uparci. Zabrali nas oboje.
Moje ciało przeszył ból. Ból jeszcze gorszy niż ten tamtej nocy gdy opadłam. Jednocześnie widziałam jego. I jego ból ukryty w brązowych oczach. I zabrali nas. Położyli na ziemi i połamali ręce, a potem odarli z zielonych szat, jakie nosiliśmy.
To moja smutna historia.
Historia  drzewa wypisana na liściach.



Chciałabym was zostawić tylko z tym. Takie coś do przemyślenia. Co ja tu mam więcej napisać? 

Do napisania
Agrin

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz